3. Na Zachodzie

 Norbert opowiada nam swoją historię. Jest super ciekawa.

Najpierw Hamburg
To był dla mnie szok kulturowy. Mój kierowca był młodym Jugosłowianinem. O pierwszej w nocy zabrał mnie do dzielnicy portowej. Domy były o wiele bardziej zadbane i kolorowe, wszędzie pełno neonów i prostytucji, której oficjalnie w NRD nie było. Trafiłem do miejsca, gdzie prostytutki ciągle zaczepiały facetów, a ja miałem 15 lat. Było to bardzo dziwne.

W Berlinie zachodnim

Następnego dnia wsiadłem do samolotu z Hamburga do Berlina zachodniego, nie mogłem przecież przejechać przez Niemcy wschodnie. Dopiero potem zrozumiałem, jak wiele mnie to wszystko kosztowało. Przez sześć miesięcy wypadały mi włosy. Te zakola mam od 15. roku życia. Siedziałem w szkole w ławce, przesuwałem dłoń we włosach i wypadały setki włosów. Wiedziałem wyjeżdżając, że stracę przyjaciół. Ale dziwne jest to, że odnalazłem ich po upadku Muru, chociaż nie widzieliśmy się przez 20 lat. I do dziś są moimi kumplami. To mnie trochę na Zachodzie rozczarowało. Miałem wrażenie, że ludzie są bardziej powierzchowni, także w relacjach z innymi. Zawsze miałem tu wielu znajomych, ale nigdy prawdziwych przyjaciół.

4. Mój ojciec
Zadzwoniłem do niego oczywiście, żeby się nie martwił. Znacznie później dowiedziałem się, że wiedział o wszystkim. Mama uprzedziła go jeszcze przed swoim wyjazdem. Musiała być pewna, że się mną zaopiekuje. Długo trwało, zanim mogłem pojechać do Berlina wschodniego. Nie wpuszczali mnie. Nie widziałem się z rodziną przez 10 lat. Z tatą spotkałem się po sześciu latach na Węgrzech. Spędziliśmy razem tydzień.

Gdy Norbert miał 14 lat, jego mama, z którą mieszkał sam w Berlinie wschodnim, uciekła na drugą stronę Muru. To był początek wielkiej przygody. Klikaj na tytuły…

 

Punkt graniczny Checkpoint Charlie

2. Próby ucieczki

Dlaczego chciałem wyjechać...
Nie wszystko było straszne w Niemczech wschodnich. Radziliśmy sobie. Nie było mi źle, nie znałem przecież niczego innego. Pomysł wyjazdu nie przyszedłby mi do głowy. To moja mama nie chciała tam dłużej żyć. Zapytała mnie, czy do niej przyjadę. Powiedziałem, że tak. Inaczej nie wyjechałaby.


Przygotowania pod napięciem
W sumie było osiem prób ucieczki. Za każdym razem odwoływano w ostatniej chwili umówione spotkania. Było to bardzo trudne, bo nikomu nie mogłem o tym powiedzieć.  “Masz wrócić punktualnie o tej i o tej godzinie” – mówił mój ojciec, a ja wracałem spóźniony i dostawałem burę, ale nie mogłem mu powiedzieć prawdy. Nawet on nie mógł wiedzieć.Było mi ciężko milczeć. Takie sprawy bardzo ciążą.  
Początkowo mnie też miał wywieźć samochodem dyplomata, Ale byłem niepełnoletni, nikt mnie nie chciał. Potrzebna była pomoc fachowców. W Berlinie wschodnim i zachodnim działali ludzie, którzy organizowali ucieczki z NRD: kupowali stare samochody, zatrudniali kierowców, wysyłali posłańców z wiadomościami. To wszystko kosztowało. Mama zapłaciła równowartość dzisiejszych 20 tys. euro, żebym mógł przejść na drugą stronę Muru.


 <-  Norbert pokazuje nam trasę ucieczki.

 

 

 

Wiadomości przenosili kurierzy. Ktoś przychodził, wyznaczał miejsce spotkania i tam przekazywał wiadomości. Żadnych informacji nie podawaliśmy przez telefon. Ani listownie. Listy były otwierane i czytane, nie wszystkich, ale niektórych osób. Można to było zauważyć. Wszystko to więc dosyć długo trwało, nim przyszła moja kolej. Był 8 kwietnia 1978 roku.

 

                            

Dowód rejestracyjny motocykla, który Norbert kupił sobie za pieniądze otrzymane z okazji Jugendweihe. Wyjeżdżając musiał niestety go zostawić, ale to dzięki niemu udało mu się uciec.

 

Ostatnia próba ucieczki
Przygotowania
Przed ostatnią próbą byłem umówiony z kurierem na Alexanderplatz, wielkim placu w centrum Berlina wschodniego. Wypiliśmy piwo i rozmawialiśmy. Później dowiedziałem się, że chciał najpierw mnie poznać. Zapytał mnie, w jaki sposób zamierzam dotrzeć do trasy przerzutowej. Powiedziałem mu, że mam motocykl. Umówiliśmy się w określonym miejscu, o określonej godzinie. Tego dnia pod moim domem stał samochód z funkcjonariuszami Stasi, policji politycznej.Można ich było łatwo rozpoznać, bo byli zawsze w czwórkę, mieli kosz pełen prowiantu i patrzyli w tym samym kierunku. Rzucali się w oczy.
Samochód Stasi stał więc pod domem, a ja zastanawiałem się, czy oni coś wiedzą. Wsiadłem na motocykl i pojechałem małymi, rzadko uczęszczanymi drogami. Przejechałem przez place zabaw, żeby nie mogli mnie śledzić. Według planu miałem pojeździć na północ od Berlina zachodniego i przejechać kawałek autostradą. Ze zdenerwowania wjechałem na nią w złym kierunku. Zawróciłem więc, co kosztowało mnie 10 marek mandatu, bo zatrzymała mnie policja. Przy okazji zapytałem policjantów o drogę. W końcu dojechałem do Bredow, niewielkiej wioski koło Nauen. Starsza pani wyglądała przez okno. Powiedziałem jej, że mam kłopoty z silnikiem i czy może przypilnować motocykla, a ja wrócę nazajutrz. Miałem jeszcze dwa kilometry do miejsca spotkania. Niosłem plecak i kask pod pachą. Trzy osoby zaproponowały, że mnie podwiozą. Za każdym razem odpowiadałem, że ktoś ma po mnie przyjechać. Doszedłem do przystanku autobusowego i widząc z daleka samochód podniosłem kciuk jak autostopowicz. Zatrzymał się i wsiadłem z przodu. Później – zrobiło się już ciemno - schowałem się do bagażnika. Było tam bardzo ciasno, nie mogłem poruszyć rękami i tak dojechaliśmy do granicy.

Na granicy
Opowiedział mi to później mój kierowca, bo ja nic przecież nie widziałem. Podejrzewali go, ponieważ jeździł tam i z powrotem między Hamburgiem, Berlinem zachodnim i wschodnim. Kazali mu wjechać na specjalne stanowisko i zamknęli za nim bariery. Słyszałem część rozmowy między moim kierowcą i żołnierzem. Żołnierz zapytał, co ma w bagażniku. Kierowca od razu wyjął kluczyki ze stacyjki, jakby gotów otworzyć bagażnik. Nie ma problemu, chce Pan rzucić okiem? – powiedział. Żołnierz na to: „Dobra, nie trzeba”. Sprawdził tylko papiery i pojechaliśmy dalej.
Spędziłem w bagażniku dwie godziny, było dosyć niewygodnie i do tego jeszcze głośno.Serce bije ci bardzo szybko, ale to raczej nie ze strachu. Dziesięć minut po kontroli mogłem wyjść z bagażnika. Kierowca był zadowolony, ja też. On też robił to po raz pierwszy.

5. 1989
A potem nagle wszystko sie skonczylo. Byl rok 1989.

 1. Moja mama ucieczka

Jak to wszystko się zaczęło…
Wielu ludzi nie chciało żyć w Niemczech wschodnich. Moja mama była wśród nich. Była wtedy zatrudniona w małej ambasadzie Peru w Berlinie wschodnim. Pracowały tam tylko trzy osoby: ambasador, pierwszy sekretarz i moja mama. Zaprzyjaźnili się. W soboty i niedziele jeździliśmy często razem na wycieczki.
Potem ambasador dostał przeniesienie do innego kraju. Wyjeżdżając z NRD schował mamę do bagażnika swojego samochodu i przekroczył granicę z Berlinem zachodnim przez punkt graniczny Checkpoint Charlie. Samochodów dyplomatów

nie kontrolowano. W ten sposób moja mama opuściła kraj. Ja właśnie skończyłem 14 lat.


 

Moja "Jugendweihe"
Mama wyjechała 3 marca 1977 roku, na dwa, trzy dni przed świętem Jugendweihe. Czułem się okropnie. Była cała moja klasa. Wynajęto wielką salę. Każda rodzina siedziała przy swoim stole. Przy moim stole krewni milczeli i wpatrywali się w talerze, bo mamy nie było. Było to dziwne. Ona sama nie wiedziała, którego dnia nastąpi jej wyjazd. To ona zorganizowała Jugendweihe dla całej klasy. Jej nieobecność wszystkich zaskoczyła.                                                                      Miejsce mamy przy stole było puste.


Przesłuchanie
Wtedy dowiedziałem się, co to jest Stasi, policja polityczna. Przyjechali po mnie do szkoły. W czasie lekcji sekretarka otworzyła drzwi i powiedziała: “Dwóch mężczyzn chce z tobą rozmawiać”. Pojechałem z nimi na posterunek i tam mnie przesłuchali. Przesłuchania odbyło się w małym pokoju, z oknem wysoko pod sufitem. Stało tam biurko, dwa krzesła i maszyna do pisania. Kiedy usiadłem, mężczyzna naprzeciwko zapytał, co wiem o ucieczce mojej matki. Wiedziałem, co powinienem powiedzieć, a co zataić, bo omawialiśmy to z mamą wcześniej. Coś powiedziałem. Mężczyzna był najpierw całkiem spokojny i mówił cicho. Nagle zerwał się z krzesła i krzyknął: “Nie wmawiaj mi, że twoja matka nie przygotowywała się do wyjazdu!” Przestraszyłem się, nie spodziewałem się takiej reakcji. Odpowiedziałem, że pewnie robiła przygotowania w swoim pokoju, a tam nie wchodziłem. Potem nasze mieszkanie zostało skonfiskowane. To znaczy, że wszystko, co należało do tej pory do mamy, było teraz własnością państwa. Nawet mnie nie wolno było niczego zabrać. Zamieszkałem u taty.